Przejdź do głównej zawartości

TO NIE DZIECKO JEST ZEPSUTE



Długo się zbierałam by napisać ten post. 

Minęło już ponad 1,5 roku jak jeździłam na szkolenie „Psychoterapia dzieci i młodzieży”. Szczerze powiedziawszy raczej nie sądziłam, że będę kiedykolwiek współpracować z młodzieżą. Miałam przekonanie, że będzie mi się z nią trudniej pracować niż z dorosłym. Jednak cały czas chwytam się wszystkich możliwości poszerzania swojej wiedzy.

Kiedy więc, na owym szkoleniu prowadzący mówili nam, że rodzice/opiekunowie dzieci przyprowadzają je do ośrodka z tekstem "naprawcie go” myślałam, że to wyolbrzymiają. Totalnie nie mieściło mi się to w głowie. Jak się okazało - kiedy sama zaczęłam pracować z młodzieżą: rzeczywiście często tak to wygląda. Może rodzic/opiekun nie wypowiada tych słów dosłownie ale wszystko na to wskazuje.

Po pierwsze: zdarzyło się, że przychodzi z rodzicami - niemal prowadzony przez nich za rączkę (na pierwszy rzut oka) nastolatek, a w rzeczywistości okazuje, że w rzeczywistości ma już 20 lat... Spróbujcie sobie wyobrazić, jak musi się czuć, kiedy traktuje się go jak 4 latka.

Po drugie: wielu rodziców/opiekunów w rozmowie wstępnej chce rozmawiać na osobności - bez obecności dziecka, co jest dla mnie niedopuszczalne. A kiedy już przedstawiają „problem” to często też zachowują się jakby owego nastolatka z nami nie było.

Po trzecie: Kiedy sugeruję, że warto by było żeby terapia była prowadzona równolegle nie tylko dla dziecka ale i rodzica/opiekuna zazwyczaj słyszę, że on tego nie potrzebuje, naczytał się mnóstwa poradników i żadna metoda nie działa: "dzieciak nie współpracuje". Zdarzyło się nawet, że usłyszałam od rodzica, że jeśli terapia u mnie nie da rezultatu odeśle małoletniego do ośrodka zamkniętego.

Po czwarte: Po sesji najchętniej rodzice/opiekunowie chcieliby relację ze spotkania „bo pewnie dzieciak wszystkiego nie powiedział”…

Co ciekawe ten, wg rodzica, krąbrny nastolatek w gabinecie okazuje się być bardzo ciekawym, myślącym, mającym swoje zdanie młodym człowiekiem. Człowiekiem, który w swoim młodziutkim życiu nauczył się „zamrażać” swoje uczucia by nie dawać się ranić. Albo reaguje złością lub agresją bo nie wytrzymuje napięcia. A po skończonej sesji aż czuję ukłucie w sercu, że znów wraca do tej szarej rzeczywistości przez którą się u mnie znalazł.

 I co rusz wraca do mnie zdanie wypowiedziane na szkoleniu: 

TO NIE DZIECKO JEST ZEPSUTE,
TO MY DOROŚLI DAJEMY D…


J.K.